Powstanie Warszawskie - Dzień 4

W dniu 4. sierpnia na nasze podwórko (Madalińskiego 42 - przyp. autor bloga) wpadła duża grupa żołnierzy niemieckich i wrzeszcząc wypędzili wszystkich z piwnic. Kazali nam wszystkim klęknąć na klatce schodowej przy otwartych drzwiach z rękami do góry. Zaczęliśmy głośno modlitwę „Pod twoją obronę”. Ostatni z piwnicy wyszedł starszy pan, Wiktor Rodowicz, oraz młody człowiek, Tadeusz Grzegorzewski. Ten młody chłopiec był czyimś gościem i zaskoczony powstaniem nie mógł wrócić do domu. Chcąc wydostać się z tej opresji podszedł do żołnierza legitymując się swoją kennkartą. Niemiec kazał obu mężczyznom stanąć obok wejścia na klatkę schodową, z rękami podniesionymi do góry. Następnie podwinął rękawy munduru i z pistoletu zastrzelił obydwu, celując prosto w czoło. Oficer dowodzący wywołał spośród klęczących dozorcę, który podszedł wraz ze swoim dorosłym synem. Żołnierze kazali im stanąć z drugiej strony tej samej klatki schodowej i zastrzelił obydwu. Tak zginęli: Stanisław i Bolesław Prusowie.

Na tę śmierć gwałtownie zareagowała moja mama, Eugenia Herbstowa, która zerwała się z klęczek i podeszła do niemieckiego oficera. Znając nieźle język niemiecki powiedziała, że Niemcy to przecież kulturalny naród i prosiła, ażeby nie zabijali niewinnych ludzi. Niemiec pchnął ją pod ścianę i zarepetował pistolet. Wtedy mama poprosiła go, żeby pozwolił pożegnać się z dziećmi. Niemiec złapał ją za ramię i pchnął na klatkę schodową w kierunku piwnicy. Po chwili zakomenderował odwrót i Niemcy wyszli z podwórka. Ciała zabitych leżały cały dzień i zostały pochowane w nocy na środku klombu w podwórku. Mój dziadek nie wyszedł z piwnicy i schowany w jakimś zakątku ocalał, nie widząc całej tragedii śmierci czterech osób. Na tej samej zasadzie ocalało kilkoro przechowywanych na naszej klatce Żydów. Tych kilku Żydów ukrywała w piwnicy mieszkanka pierwszego piętra na VI klatce, pani Dobiecka.


Teresa z Herbstów Winklerowa - Moje wspomnienia z Powstania Warszawskiego

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz