Powstanie Warszawskie - Dzień 32

Powróciłam - marsz nocny w kanale - przedostanie się ze Starówki do Śródmieścia. Przypuszczam, że cała ta eskapada sierpniowa, a także przejście co najmniej 5 godzin kanałem wyryło na mnie piętno niesamowite, nie mówiąc tu już o ranach. Dźwigam swą poszarpaną rękę przybandażowaną do ciała i ciągnę lekko zranioną nogę.

Moje spalone włosy są w nieładzie - krótkie są i podstrzyżone. Chcę wyobrazić sobie, co się działo i jak okropnie wyglądałam, idąc ulicami wprost z kanału do domu. Szłam do matki. O, wtedy nikt na mnie nie zwracał uwagi. Ze wszystkich stron kanonady. Groza śmierci. Tu się odczuwało tę słabość ludzi po twarzach zmęczonych i otępiałych, chęć zrzucenia z siebie, niech inni cierpią, abyśmy my wyszli cało i uniknęli tej strasznej śmierci. Czasem modlitwa tchórzliwa dochodziła mych uszu i gdzieś z piwnic przerażone do szaleństwa oczy tłumu. Przecież nie wszyscy tacy byli - o nie. Spotykało się w każdym kącie zrujnowanym oczy pałające i oczy szczere. Kobiety całujące miejsca święte, skrwawione - oni podtrzymywali w nas ducha. Trwaliśmy 2 miesiące.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz